wtorek, 26 czerwca 2018

Reaktywacja!

Dawnooo mnie tu nie było... szczerze powiedziawszy nie wiem, czy ktokolwiek odwiedzał tego bloga (biorąc pod uwagę, że nie istniał zbyt długo i niewiele na nim było i niewiele jest), a nawet jeśli odwiedzał to zapewne już dawno zapomniał o nim trochę tak jak i ja.
Teraz wracam z planem podjęcia próby pisania bloga na nowo, może bardziej nawet dla siebie, żeby sprawdzić siebie i czy jest to faktycznie coś dla mnie. Tematyka raczej nie zmieni się za wiele.. dalej będą to historie o moim życiu z psem, aczkolwiek sądzę, że teraz może być tu więcej mnie.
Z perspektywy czasu nazwa bloga budzi we mnie wątpliwość, czy był to dobry wybór. Będę nad tym jeszcze myślała, a jeśli ktoś tutaj trafi to jestem także otwarta na propozycje innej nazwy. :)

*wkrótce znikną stare posty i pojawią się na nowo, lecz po drobnych korektach.

Do zobaczenia :)

sobota, 25 marca 2017

**
Po nakarmieniu głodnej bestii kieruje się do sypialni marząc tylko o chwili z ukochaną poduszką. Kładę się, zamykam oczy i rozmarzona rozkoszuje się chwilą spokoju. Usypiam… Ze snu wyrywa mnie dziwny ucisk na brzuchu, którym po otwarciu oczu okazuje się być Tosia. Spostrzegłszy, że mam otwarte oczy pies rusza do ataku. Liże mnie i "memla" włosy czochrając je na tyle skutecznie bym potem nie mogła ich rozczesać. Po zakończeniu ssania włosów przychodzi czas na fazę drugą, którą jest wślizgiwanie się pod moje plecy tak uparcie, że nawet byka by podniosła. Doskonale wiem czego oczekuje, wiem też że nie przestanie mi dokuczać dopóki nie wstanę.

środa, 30 marca 2016

Zwyczajny poranek

*
Głos budzika wyrywa mnie ze snu dokładnie o wpół do siódmej. Szukam wyłącznika i wtedy uświadamiam sobie, że alarm wznosi piszczący pies w przedpokoju. Leniwie przekręcam się na drugi bok udając, że nie słyszę i próbuję zasnąć bo jeszcze jest wcześnie. Niestety szanse na dokończenie snu są marne, bo mój budzik nie jest wyposażony w wyłącznik, za to w funkcje volume max jak najbardziej. Po kilku minutach dobijania się do drzwi i skomlenia Tosia wygrywa. Powoli i niechętnie zwlekam się z łóżka i chwiejnym krokiem jeszcze zaspana zmierzam do drzwi. Po otwarciu natychmiast uderza mnie dziesięć kilo futra o mało przy tym nie przewracając. Gdy Tosia kończy swoje przywitanie wylewne tak, jakby nie widziała mnie co najmniej miesiąc ruszam do kuchni, a zaraz za mną radośnie tupta pies. Już wie, co za chwilę będzie. Staje przed lodówką i zadaje zbędne pytanie.
- Chcesz jeść?
Na co w odpowiedzi Tosia szczeka, a nawet skacze i obraca się wokół własnej osi. Odpowiedź jest  jasna, więc wyciągam puszkę z mokrą karmą i wyrzucam resztę jej zawartości do miski, która została pozbawiona hamulców, bo mały ktoś zapewnia sobie regularną rozrywkę poprzez ogryzanie jej. Śniadanie więc jem słuchając szurania miski o podłogę.